Wiem, że nie wstawiałam żadnego posta, lecz jestem już w LO i mam niesamowicie pełne ręce nauki. Także zrozumcie. Przepraszam. Cher.
Przymierzałaś właśnie kręte londyńskie uliczki, kryjąc się
za swoim dużym parasolem. Cieszyłaś się ogromnie z tego, że nie posłuchałaś
mamy i nie nałożyłaś galowej sukienki i wysokich czółenek. Wybrałaś sportową
elegancję, wygodnie, ale z klasą. Deszcz luną jak z cebra, a zimny wiatr
pogarszał sytuację. Poczułaś, że pogoda doskonale odtwarza Twój nastrój – w
końcu pójście do nowej szkoły nie było powodem do radości. Nowy budynek, nowi
nauczyciele, nowi uczniowie. Nie byłaś na to wszystko gotowa, czułaś, że jest
za wcześnie. Jeszcze nie teraz. Nie chodziło tutaj o dłuższe wakacje, nie.
Chodzi o coś głębszego, nie jesteś przygotowana na takie kolosalne zmiany w
swoim życiu. Otworzyłaś furtkę i weszłaś mozolnie na teren placówki. Miałaś
ochotę rozpłakać się jak mała dziewczynka i po prostu stamtąd uciec, widząc
tyle nieznajomych, prawie dorosłych twarzy. Czy moja twarz też tak się zmieni
przez te trzy lata? – pomyślałaś zdesperowana. Otarłaś łzę z policzka, która
pojawiła się niespodziewanie.
- Przepraszam – usłyszałaś za sobą nieznajomy, męski głos. Raptownie
przed Twoimi oczyma objawił się chłopak o artystycznie poczochranych, brązowych
włosach, które aż mimo wolnie chciało się ułożyć. Miał pięknie błękitne oczy
okalane wachlarzem gęstych rzęs. Nieco pociągłą twarz i lekki zarost, który
dodawał mu chłopięcego uroku. Ubrany był w ciemny garnitur, jego szyję zdobił
czerwony krawat, a na stopach miał czarne lakierki.
- Tak? – żachnęłaś się. Nie raczyłaś nawet zrobić zachodu i
odgarnąć z twarzy niesforny kosmyk włosów, który nieznajomemu delikatnie
utrudniał widoczność Twojej twarzy.
- Jesteś pierwszoklasistką? – spytał bezpośrednio.
- A co cię to obchodzi? – fuknęłaś niemiło. Ten chłopak
zaczynał działać Ci na nerwy. Byłaś przekonana, że to jeden z chłopaków, który
poluję na słabsze jednostki. Jednakże nie miałaś zamiaru mu pokazywać, w jakiej
jesteś rozsypce emocjonalnej.
- Dużo mnie obchodzi, ponieważ odpowiadam za to, aby
pierwszaczki trafiły do swoich wychowawców. – Chłopak posłał Ci nieco
nieprzyjacielskie spojrzenie, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
- Nie potrzebuję twojej łaski, sama sobie poradzę. –
Machnęłaś włosami chcąc tym pokazać mu swoją pewność siebie oraz niezależność
od starszych klas.
- Jak tam sobie chcesz. – Wzruszył nonszalancko ramionami i podszedł
do grupki facetów, którzy śmiali się i wymieniali poglądami po wakacyjnymi. Wtem
poczułaś się dotkliwie samotna.
Rozpoczęcie roku zaczynało się punktualnie o 9:00. Miałaś
więc 42 sekundy, aby odnaleźć swoją klasę, której nigdy na oczy nie widziałaś. Biegałaś
po hali gimnastycznej jak opętana. Czas gonił Cię nieubłaganie. Klas pierwszych
było aż dziewięć. Niestety byłaś zbyt nieśmiała, aby zapytać kogoś obcego gdzie
jest klasa I B. Poza tym nadal sądziłaś, że poradzisz sobie bez nikogo i jesteś
samowystarczalna. Po chwili jednak wymiękłaś i obruszona poszłaś podpierać
ścianę.
- Czyżby pewność siebie panią opuściła? – Usłyszałaś za sobą
ten znajomy głos. Chłopak oparł się barkiem o ścianę i bacznie Ci się
przyglądał jakbyś była eksponatem w muzeum.
- Nie. Dziękuję za troskę – wymruczałaś nie siląc się nawet
na sztuczny uśmiech.
- Twoja klasa jest tam. – Wskazał palcem na klasę obok
której właśnie przeszłaś. Niezła ze mnie poszukiwaczka, nie umiem znaleźć nawet
głupiej klasy – skwitowałaś w duchu.
- Wiedziałam o tym – skłamałaś.
- Wiedziałaś? – Chłopak zaśmiał się cicho, naśmiewając się z
Twojej arogancji.
- Tak wiedziałam, a teraz możesz już iść. - Uniosłaś dumnie
głowę.
- Bardzo dziękuję ci za pozwolenie – zażartował.
- Louis! Ruszaj swoim zgrabnym tyłeczkiem i chodź tutaj! –
nawoływała chłopaka jakaś obca dziewczyna.
- Już idę, Annabel! – odkrzyknął brunet.
Patrząc na figurę Annabel poczułaś bezbrzeżną zazdrość.
Wyglądała jak jedna z tych modelek, co chodzą po wybiegach i prezentują ubrania
znanych i ceniących się projektantów.
Jedyna różnica polegała na tym, że była od nich o wiele ładniejsza. Miała duże,
zielone oczy, co rzadko zdarza się u blondynek i gęste, proste włosy. Pewnie
nie może się odpędzić od tłumu chłopaków – pomyślałaś. Co za ironia losu, bo Ty
po prostu byś o tym marzyła.
Nim się obejrzałaś, Louis był już w jej zasięgu. Wcale Cię
nie zdziwił ten widok.
- Gdzie jest [T.I.] [T.N.]? – szukała Cię wzrokiem Twoja
nowa wychowawczyni.
- Tutaj. – Podniosłaś rękę do góry zaznaczając tym swoją
obecność.
- Miło mi cię poznać. Jestem Annabel Fisher – rzekła
machinalnie. Przytaknęłaś głową, nie miałaś nic do dodania.
Po chwili całe zaciekawienie Twojej świeżej klasy przeniosło
się na inną osobę. Ponownie dziś poczułaś się odizolowana od społeczeństwa,
jakbyś była niepasującym elementem układanki.
- Hejka [T.I],jestem Danielle Peazer. – Przedstawiła się
wesoła brunetka, która była naprawdę przepiękną dziewczyną.
- Fajnie cię poznać, Dani.
- Ale przeurocze zdrobnienie- uśmiechnęła się szeroko. –
poznaj proszę mojego chłopaka, Liam Payne. – Zza jej pleców objawił się kolejny
boski chłopak.
- Jesteś dziewczyną Louisa, prawda? – spytał niewinnie.
Zamurowało Cię żywcem, sama nie do końca pojęłaś czemu
akurat tak zareagowałaś.
- Nigdy w życiu. Nie znoszę tego typa – zaprzeczyłaś
stanowczo.
- Wystarczyło zwykłe ,,nie’’. Spokojnie [T.I] – Liam
uśmiechnął się uroczo. Poczułaś się strasznie zażenowana. Jak mogłaś tak się
skompromitować przed nowymi znajomymi?
- Cześć, usłyszałem swoje imię, więc postanowiłem włączyć
się do waszej dyskusji – zaapelował Louis.
- Dlaczego rozpoczęcie roku jeszcze się nie zaczęło? –
zapytałaś pełna pretensji wodząc wzrokiem za panią dyrektor. – Co się dzieje z
tymi ludźmi?
- Aż tak Ci się śpieszy, aby zacząć kolejny rok nauki? –
zaszokował się chłopak. – nie wyglądasz na prymuskę. – Jego uwaga bardzo Cię
dotknęła.
- A ty nie wyglądasz na…
- Ej, co się dzieję? – wtrąciła się Danielle. – skąd ta
nienawiść?
Oboje nie odpowiedzieliście.
- Zaoferowałem pomoc pani samowystarczalnej, to jak
wykroczenie.
- Szkoda, że nie możesz pójść za nie do więzienia –
fuknęłaś.
- Najchętniej to byście wydłubali sobie oczy łyżkami,
prawda? – zażartowała Dan, lustrując po kolei ciebie i Louisa.
- Danielle! – obruszył się Liam.
- Przepraszam, kochanie – Dan pogłaskała go czule po
ramieniu.
- Ale za co go przepraszasz? – zapytałaś szybko.
- Liam ma fobię związaną z łyżkami. – Nie umiałaś się
powstrzymać i parsknęłaś śmiechem.
- Aha.
- To nie jest zabawne! Łyżki są okropne.
- Szczególnie w horrorach, gdy służą do dźgania ludzi, albo
do trzymania ich narządów wzrokowych, a nawet zwłok – wypaliłaś.
- A widelcem można sobie przekuć język, wiecie? – nakręcił
się Louis.
- Zaraz to na tobie wypróbuję – napyskowałaś.
- O co ci chodzi [T.I.]? – poirytował się chłopak.
- Nie jesteśmy na ty – wypaliłaś gwałtownie.
- Więc o co PANI chodzi, panno [T.N.]? O ile mogę się tak do
PANI zwracać- mówił, wyraźnie akcentując każde słowo.
Danielle roześmiała się, a wraz z nią Liam. Mimo iż ton
głosu Louisa był śmiertelnie poważny; chociaż to właśnie mogło być powodem do
śmiechu.
Na szczęście nie musiałaś odpowiadać, gdyż właśnie zaczęło
się rozpoczęcie roku.
- Nareszcie! Ile można na was czekać? – Cały gwar ucichł,
więc zostałaś doskonale usłyszana przez uczniów i nauczycieli. Chciałaś zapaść
się pod ziemię, szczególnie w momencie kiedy Louis wybuchł śmiechem, a za nim
cała szkoła.
- Obiecujemy pani, że to się już nigdy nie powtórzy – zaprzysiągł
dyrektor, który nie miał ci specjalnie za złe tej docinki.
- Niezłą masz już renomę jak na początek – powiedział
złośliwie Louis. Poklepał Cię po ramieniu, jak znajomego z drużyny futbolowej,
po czym wmieszał się w tłum kolegów ze swojej klasy.
Ten dzień po prostu nie mógł rozpocząć się gorzej –
pomyślałaś.
. . .
Apel trwał już dwie godziny, a końca nie było widać.
Zdecydowana większość uczniów musiała wyjść z Sali gimnastycznej, by zaczerpnąć
świeżego powietrza. W pewnym momencie, Ty też musiałaś awaryjnie wydostać się z
tego dusznego, tłocznego pomieszczenia. Wraz z tobą poszła Danielle, a za nią
Liam.
Wzięłaś oddech pełną piersią. Sądziłaś, że w końcu zaczyna
być lepiej, ale uświadomiłaś sobie jaką byłaś kretynką uważając, że sprawy
zaczną w końcu przebiegać pomyślnie; zorientowałaś się, że nie masz telefonu.
- Cholera jasna – przeklęłaś, grzebiąc nerwowo w kieszeniach
swoich spodni.
- Co się stało? – zmartwiła się Dan, przyglądając się Twoim
ruchom.
- Zgubiłam telefon – wyjaśniłaś krótko. – no gorzej to już
chyba być nie może.
- Spokojnie [T.I.], znajdziemy go – zapewniła Danielle. – Ja
i Liam wrócimy do Sali i tam rozpoczniemy poszukiwania, a Ty zbadaj teren
szkoły, w porządku? – Nim zdążyłaś odpowiedzieć, oboje udali się na apel.
- Jakbyś się zgubiła, to zadzwoń – odpalił Liam.
- Liam – westchnęła ciężko, Danielle. – przecież nie ma
telefonu, jak ma zadzwonić?
- To weź od kogoś telefon i puść strzałę.
- Nie ma naszych numerów – poinformowała pośpiesznie
dziewczyna.
- Jakie wy niestworzone problemy wymyślacie? W takim razie
krzyknij, [T.I.], po prostu wrzaśnij – powiedział poirytowany Payne.
Wyszłaś poza teren szkoły, w myślach przeklinając ten dzień.
Szukałaś swojej motoroli dosłownie wszędzie; pod ławkami, w krzakach, na
trawie, a nawet w pobliskim koszu na śmieci; tego dnia dosłownie wszystko mogło
się wydarzyć.
Wyciągając z śmietnika skórkę od banana i puste opakowania
puszek coli, usłyszałaś głośny, drwiący śmiech.
- Co pani za szopki odstawia, panno [T.N.]? – Nawet się nie
odwracając, ponieważ wiedziałaś kto jest autorem tego pytania, wywróciłaś z
irytacją oczyma i powiedziałaś:
- Szukam telefonu, więc z łaski swojej, odwal się ode mnie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – orzekł, nadal się śmiejąc.
- Uważam, że jest wyśmienity – zaprzeczyłaś stanowczo.
- Ale wtedy nie odzyskasz swojego telefonu. – Odwróciłaś się
gwałtownie i wtedy spostrzegłaś jak uśmiechnięty od ucha do ucha brunet trzyma
Twoją motorolę. Pomachał Ci ją przed oczyma, lecz gdy próbowałaś mu ją wyrwać z
rąk, ten szybko wsadził go do tylnej kieszeni spodni, szczerząc się bezczelnie.
- Nie ma nic za darmo, panno [T.I] – oznajmił.
- Oddawaj mi moją komórkę! – rozkazałaś i mimochodem
tupnęłaś nogą.
- A co ja będę z tego miał, jeśli ci ją zwrócę? – zapytał,
spoglądając na Ciebie wyczekująco.
- Wtedy nie odgryzę ci ręki – burknęłaś.
- Jakoś mnie to nie przekonuje – droczył się Louis;
ewidentnie lubił doprowadzać Cię do szewskiej pasji.
- Czego chcesz? – mruknęłaś z przekąsem.
- Czegoż ja mogę chcieć od mojej najukochańszej pani [T.I.]
– zastanawiał się. – masz szczęście, bo teraz nie mam pomysłu – powiedział,
wciskając Ci do ręki telefon. – ale na przyszłość pilnuj swoich rzeczy, nie
każdy jest taki wielkoduszny, jak ja – przyznał nieskromnie.
Parsknęłaś ironicznym śmiechem.
- Za kogo ty się uważasz, co? – zapytałaś zjadliwie.
- Za Louisa Tomlinsona – odpowiedział, jakoby to było
oczywiste.
- No dobra… Tomlinson, zajmij się swoim życiem, a ode mnie
trzymaj się z daleka.
- Pasowałoby do ciebie moje nazwisko, wiesz? – wypalił;
stałaś jak słup soli, zastanawiając się, czy to tylko nie jakiś głupi sen. Kto
normalny mówi tak do nieznajomych?
- Czy ty coś brałeś? – zapytałaś bezpośrednio.
- Dzisiaj nie – zaśmiał się wesoło. – pilnuj się, [T.N.].
Przyciągasz do siebie niebezpiecznych typów spod ciemnej gwiazdy – dopowiedział
na pożegnanie.
- Takich jak ty? – spytałaś.
- Chociażby, panno [T.N.] – wzruszył bezradnie ramionami,
zostawiając Cię samotnie wśród terenu szkoły.