poniedziałek, 18 listopada 2013

73. Louis cz.1

Wiem, że nie wstawiałam żadnego posta, lecz jestem już w LO i mam niesamowicie pełne ręce nauki. Także zrozumcie. Przepraszam. Cher. 

Przymierzałaś właśnie kręte londyńskie uliczki, kryjąc się za swoim dużym parasolem. Cieszyłaś się ogromnie z tego, że nie posłuchałaś mamy i nie nałożyłaś galowej sukienki i wysokich czółenek. Wybrałaś sportową elegancję, wygodnie, ale z klasą. Deszcz luną jak z cebra, a zimny wiatr pogarszał sytuację. Poczułaś, że pogoda doskonale odtwarza Twój nastrój – w końcu pójście do nowej szkoły nie było powodem do radości. Nowy budynek, nowi nauczyciele, nowi uczniowie. Nie byłaś na to wszystko gotowa, czułaś, że jest za wcześnie. Jeszcze nie teraz. Nie chodziło tutaj o dłuższe wakacje, nie. Chodzi o coś głębszego, nie jesteś przygotowana na takie kolosalne zmiany w swoim życiu. Otworzyłaś furtkę i weszłaś mozolnie na teren placówki. Miałaś ochotę rozpłakać się jak mała dziewczynka i po prostu stamtąd uciec, widząc tyle nieznajomych, prawie dorosłych twarzy. Czy moja twarz też tak się zmieni przez te trzy lata? – pomyślałaś zdesperowana. Otarłaś łzę z policzka, która pojawiła się niespodziewanie.
- Przepraszam – usłyszałaś za sobą nieznajomy, męski głos. Raptownie przed Twoimi oczyma objawił się chłopak o artystycznie poczochranych, brązowych włosach, które aż mimo wolnie chciało się ułożyć. Miał pięknie błękitne oczy okalane wachlarzem gęstych rzęs. Nieco pociągłą twarz i lekki zarost, który dodawał mu chłopięcego uroku. Ubrany był w ciemny garnitur, jego szyję zdobił czerwony krawat, a na stopach miał czarne lakierki.
- Tak? – żachnęłaś się. Nie raczyłaś nawet zrobić zachodu i odgarnąć z twarzy niesforny kosmyk włosów, który nieznajomemu delikatnie utrudniał widoczność Twojej twarzy.
- Jesteś pierwszoklasistką? – spytał bezpośrednio.
- A co cię to obchodzi? – fuknęłaś niemiło. Ten chłopak zaczynał działać Ci na nerwy. Byłaś przekonana, że to jeden z chłopaków, który poluję na słabsze jednostki. Jednakże nie miałaś zamiaru mu pokazywać, w jakiej jesteś rozsypce emocjonalnej.
- Dużo mnie obchodzi, ponieważ odpowiadam za to, aby pierwszaczki trafiły do swoich wychowawców. – Chłopak posłał Ci nieco nieprzyjacielskie spojrzenie, coraz bardziej się niecierpliwiąc.
- Nie potrzebuję twojej łaski, sama sobie poradzę. – Machnęłaś włosami chcąc tym pokazać mu swoją pewność siebie oraz niezależność od starszych klas.
- Jak tam sobie chcesz. – Wzruszył nonszalancko ramionami i podszedł do grupki facetów, którzy śmiali się i wymieniali poglądami po wakacyjnymi. Wtem poczułaś się dotkliwie samotna.
Rozpoczęcie roku zaczynało się punktualnie o 9:00. Miałaś więc 42 sekundy, aby odnaleźć swoją klasę, której nigdy na oczy nie widziałaś. Biegałaś po hali gimnastycznej jak opętana. Czas gonił Cię nieubłaganie. Klas pierwszych było aż dziewięć. Niestety byłaś zbyt nieśmiała, aby zapytać kogoś obcego gdzie jest klasa I B. Poza tym nadal sądziłaś, że poradzisz sobie bez nikogo i jesteś samowystarczalna. Po chwili jednak wymiękłaś i obruszona poszłaś podpierać ścianę.
- Czyżby pewność siebie panią opuściła? – Usłyszałaś za sobą ten znajomy głos. Chłopak oparł się barkiem o ścianę i bacznie Ci się przyglądał jakbyś była eksponatem w muzeum.
- Nie. Dziękuję za troskę – wymruczałaś nie siląc się nawet na sztuczny uśmiech.
- Twoja klasa jest tam. – Wskazał palcem na klasę obok której właśnie przeszłaś. Niezła ze mnie poszukiwaczka, nie umiem znaleźć nawet głupiej klasy – skwitowałaś w duchu.
- Wiedziałam o tym – skłamałaś.
- Wiedziałaś? – Chłopak zaśmiał się cicho, naśmiewając się z Twojej arogancji.
- Tak wiedziałam, a teraz możesz już iść. - Uniosłaś dumnie głowę.
- Bardzo dziękuję ci za pozwolenie – zażartował.
- Louis! Ruszaj swoim zgrabnym tyłeczkiem i chodź tutaj! – nawoływała chłopaka jakaś obca dziewczyna.
- Już idę, Annabel! – odkrzyknął brunet.
Patrząc na figurę Annabel poczułaś bezbrzeżną zazdrość. Wyglądała jak jedna z tych modelek, co chodzą po wybiegach i prezentują ubrania znanych i ceniących się  projektantów. Jedyna różnica polegała na tym, że była od nich o wiele ładniejsza. Miała duże, zielone oczy, co rzadko zdarza się u blondynek i gęste, proste włosy. Pewnie nie może się odpędzić od tłumu chłopaków – pomyślałaś. Co za ironia losu, bo Ty po prostu byś o tym marzyła.
Nim się obejrzałaś, Louis był już w jej zasięgu. Wcale Cię nie zdziwił ten widok.
- Gdzie jest [T.I.] [T.N.]? – szukała Cię wzrokiem Twoja nowa wychowawczyni.
- Tutaj. – Podniosłaś rękę do góry zaznaczając tym swoją obecność.
- Miło mi cię poznać. Jestem Annabel Fisher – rzekła machinalnie. Przytaknęłaś głową, nie miałaś nic do dodania.
Po chwili całe zaciekawienie Twojej świeżej klasy przeniosło się na inną osobę. Ponownie dziś poczułaś się odizolowana od społeczeństwa, jakbyś była niepasującym elementem układanki.
- Hejka [T.I],jestem Danielle Peazer. – Przedstawiła się wesoła brunetka, która była naprawdę przepiękną dziewczyną.
- Fajnie cię poznać, Dani.
- Ale przeurocze zdrobnienie- uśmiechnęła się szeroko. – poznaj proszę mojego chłopaka, Liam Payne. – Zza jej pleców objawił się kolejny boski chłopak.
- Jesteś dziewczyną Louisa, prawda? – spytał niewinnie.
Zamurowało Cię żywcem, sama nie do końca pojęłaś czemu akurat tak zareagowałaś.
- Nigdy w życiu. Nie znoszę tego typa – zaprzeczyłaś stanowczo.
- Wystarczyło zwykłe ,,nie’’. Spokojnie [T.I] – Liam uśmiechnął się uroczo. Poczułaś się strasznie zażenowana. Jak mogłaś tak się skompromitować przed nowymi znajomymi?
- Cześć, usłyszałem swoje imię, więc postanowiłem włączyć się do waszej dyskusji – zaapelował Louis.
- Dlaczego rozpoczęcie roku jeszcze się nie zaczęło? – zapytałaś pełna pretensji wodząc wzrokiem za panią dyrektor. – Co się dzieje z tymi ludźmi?
- Aż tak Ci się śpieszy, aby zacząć kolejny rok nauki? – zaszokował się chłopak. – nie wyglądasz na prymuskę. – Jego uwaga bardzo Cię dotknęła.
- A ty nie wyglądasz na…
- Ej, co się dzieję? – wtrąciła się Danielle. – skąd ta nienawiść?
Oboje nie odpowiedzieliście.
- Zaoferowałem pomoc pani samowystarczalnej, to jak wykroczenie.
- Szkoda, że nie możesz pójść za nie do więzienia – fuknęłaś. 
- Najchętniej to byście wydłubali sobie oczy łyżkami, prawda? – zażartowała Dan, lustrując po kolei ciebie i Louisa.
- Danielle! – obruszył się Liam.
- Przepraszam, kochanie – Dan pogłaskała go czule po ramieniu.
- Ale za co go przepraszasz? – zapytałaś szybko.
- Liam ma fobię związaną z łyżkami. – Nie umiałaś się powstrzymać i parsknęłaś śmiechem.
- Aha.
- To nie jest zabawne! Łyżki są okropne.
- Szczególnie w horrorach, gdy służą do dźgania ludzi, albo do trzymania ich narządów wzrokowych, a nawet zwłok – wypaliłaś.
- A widelcem można sobie przekuć język, wiecie? – nakręcił się Louis.
- Zaraz to na tobie wypróbuję – napyskowałaś.
- O co ci chodzi [T.I.]? – poirytował się chłopak.
- Nie jesteśmy na ty – wypaliłaś gwałtownie.
- Więc o co PANI chodzi, panno [T.N.]? O ile mogę się tak do PANI zwracać- mówił, wyraźnie akcentując każde słowo.
Danielle roześmiała się, a wraz z nią Liam. Mimo iż ton głosu Louisa był śmiertelnie poważny; chociaż to właśnie mogło być powodem do śmiechu.
Na szczęście nie musiałaś odpowiadać, gdyż właśnie zaczęło się rozpoczęcie roku.
- Nareszcie! Ile można na was czekać? – Cały gwar ucichł, więc zostałaś doskonale usłyszana przez uczniów i nauczycieli. Chciałaś zapaść się pod ziemię, szczególnie w momencie kiedy Louis wybuchł śmiechem, a za nim cała szkoła.
- Obiecujemy pani, że to się już nigdy nie powtórzy – zaprzysiągł dyrektor, który nie miał ci specjalnie za złe tej docinki.
- Niezłą masz już renomę jak na początek – powiedział złośliwie Louis. Poklepał Cię po ramieniu, jak znajomego z drużyny futbolowej, po czym wmieszał się w tłum kolegów ze swojej klasy.
Ten dzień po prostu nie mógł rozpocząć się gorzej – pomyślałaś.
 .                           .                       .
Apel trwał już dwie godziny, a końca nie było widać. Zdecydowana większość uczniów musiała wyjść z Sali gimnastycznej, by zaczerpnąć świeżego powietrza. W pewnym momencie, Ty też musiałaś awaryjnie wydostać się z tego dusznego, tłocznego pomieszczenia. Wraz z tobą poszła Danielle, a za nią Liam.
Wzięłaś oddech pełną piersią. Sądziłaś, że w końcu zaczyna być lepiej, ale uświadomiłaś sobie jaką byłaś kretynką uważając, że sprawy zaczną w końcu przebiegać pomyślnie; zorientowałaś się, że nie masz telefonu.
- Cholera jasna – przeklęłaś, grzebiąc nerwowo w kieszeniach swoich spodni.
- Co się stało? – zmartwiła się Dan, przyglądając się Twoim ruchom.
- Zgubiłam telefon – wyjaśniłaś krótko. – no gorzej to już chyba być nie może.
- Spokojnie [T.I.], znajdziemy go – zapewniła Danielle. – Ja i Liam wrócimy do Sali i tam rozpoczniemy poszukiwania, a Ty zbadaj teren szkoły, w porządku? – Nim zdążyłaś odpowiedzieć, oboje udali się na apel.
- Jakbyś się zgubiła, to zadzwoń – odpalił Liam.
- Liam – westchnęła ciężko, Danielle. – przecież nie ma telefonu, jak ma zadzwonić?
- To weź od kogoś telefon i puść strzałę.
- Nie ma naszych numerów – poinformowała pośpiesznie dziewczyna.
- Jakie wy niestworzone problemy wymyślacie? W takim razie krzyknij, [T.I.], po prostu wrzaśnij – powiedział poirytowany Payne.
Wyszłaś poza teren szkoły, w myślach przeklinając ten dzień. Szukałaś swojej motoroli dosłownie wszędzie; pod ławkami, w krzakach, na trawie, a nawet w pobliskim koszu na śmieci; tego dnia dosłownie wszystko mogło się wydarzyć.
Wyciągając z śmietnika skórkę od banana i puste opakowania puszek coli, usłyszałaś głośny, drwiący śmiech.
- Co pani za szopki odstawia, panno [T.N.]? – Nawet się nie odwracając, ponieważ wiedziałaś kto jest autorem tego pytania, wywróciłaś z irytacją oczyma i powiedziałaś:
- Szukam telefonu, więc z łaski swojej, odwal się ode mnie.
- Nie wiem czy to dobry pomysł – orzekł, nadal się śmiejąc.
- Uważam, że jest wyśmienity – zaprzeczyłaś stanowczo.
- Ale wtedy nie odzyskasz swojego telefonu. – Odwróciłaś się gwałtownie i wtedy spostrzegłaś jak uśmiechnięty od ucha do ucha brunet trzyma Twoją motorolę. Pomachał Ci ją przed oczyma, lecz gdy próbowałaś mu ją wyrwać z rąk, ten szybko wsadził go do tylnej kieszeni spodni, szczerząc się bezczelnie.
- Nie ma nic za darmo, panno [T.I] – oznajmił.
- Oddawaj mi moją komórkę! – rozkazałaś i mimochodem tupnęłaś nogą.
- A co ja będę z tego miał, jeśli ci ją zwrócę? – zapytał, spoglądając na Ciebie wyczekująco.
- Wtedy nie odgryzę ci ręki – burknęłaś.
- Jakoś mnie to nie przekonuje – droczył się Louis; ewidentnie lubił doprowadzać Cię do szewskiej pasji.
- Czego chcesz? – mruknęłaś z przekąsem.
- Czegoż ja mogę chcieć od mojej najukochańszej pani [T.I.] – zastanawiał się. – masz szczęście, bo teraz nie mam pomysłu – powiedział, wciskając Ci do ręki telefon. – ale na przyszłość pilnuj swoich rzeczy, nie każdy jest taki wielkoduszny, jak ja – przyznał nieskromnie.
Parsknęłaś ironicznym śmiechem.
- Za kogo ty się uważasz, co? – zapytałaś zjadliwie.
- Za Louisa Tomlinsona – odpowiedział, jakoby to było oczywiste.
- No dobra… Tomlinson, zajmij się swoim życiem, a ode mnie trzymaj się z daleka.
- Pasowałoby do ciebie moje nazwisko, wiesz? – wypalił; stałaś jak słup soli, zastanawiając się, czy to tylko nie jakiś głupi sen. Kto normalny mówi tak do nieznajomych?
- Czy ty coś brałeś? – zapytałaś bezpośrednio.
- Dzisiaj nie – zaśmiał się wesoło. – pilnuj się, [T.N.]. Przyciągasz do siebie niebezpiecznych typów spod ciemnej gwiazdy – dopowiedział na pożegnanie.
- Takich jak ty? – spytałaś.


- Chociażby, panno [T.N.] – wzruszył bezradnie ramionami, zostawiając Cię samotnie wśród terenu szkoły. 

Imagin od Adeline ( pisała już dawniej )